Rozmowa z Jackiem Podgórniakiem

24.07.2023

Dobijają nas koszty
Rozmowa z Jackiem Podgórniakiem, właścicielem Zakładu Przetwórstwa Mięsa w Felinowie.


Po kilku latach przerwy zdecydował się pan odnowić członkowstwo w Stowarzyszeniu Rzeźników i Wędliniarzy. Co skłoniło pana do zmiany decyzji?
- Myślę, że każdy właściciel niewielkiej firmy boryka się z wieloma problemami finansowymi i prawnymi. Ja też szukam pomocy w ich rozwiązywaniu, a wiem, że Stowarzyszenie pomaga przedsiębiorcom – rzeźnikom i wędliniarzom. Pracownicy biura i zarządu SRW znają zawiłości przepisów, a przy tych ciągłych zmianach nam jest trudno je poznać. Coraz gorsza sytuacja na rynku powoduje, że nie tylko ja szukam wsparcia, mając nadzieję, że w większej grupie łatwiej będzie nam obronić nasze firmy. Widzę też, że nowy prezes, pan Tomasz Parzybut, jest ambitny, pełen pomysłów i werwy. Wydaje mi się, że on to Stowarzyszenie rozkręci. Musimy mu jednak pomóc, jeśli chcemy, by pomagano nam. Jeżeli zgodzimy się na wszystkie niekorzystne zmiany prawne i finansowe, zaakceptujemy niekontrolowany wzrost cen, to znikną nasze małe, polskie masarnie, w których produkuje się naprawdę bardzo dobre, tradycyjne wyroby. W naszym powiecie działają już chyba
tylko dwie…
Jakie są największe bolączki małych firm wędliniarskich?
- Koszty i jeszcze raz koszty. Cena żywca, to główna bolączka, ale przecież z miesiąca na miesiąc rosną opłaty za wodę, odpady, promocję. Chociaż założyłem fotowoltaikę, to ceny prądu przerażają. Gdybym jej nie miał, chyba musiałbym zakład zamknąć. Rosną płace. Ja doskonale wiem, bez interwencji państwa, ile muszę zapłacić pracownikowi, żeby u mnie został. Rosnące pensje to przede wszystkim opłaty idące do budżetu państwa. Pracownik, przy obecnej inflacji, ma z tego niewielką
korzyść. Państwo powinno pomóc przede wszystkim hodowcom świń. Jeśli chcemy mieć tę przysłowiową dobrą polską żywność, musimy przywrócić polską hodowlę.
Na rynku, a raczej na rynkach, pojawia się coraz więcej produktów z rolniczego handlu detalicznego.
- I to jest właśnie największy problem takich zakładów jak mój. Od nas wymaga się wielu drogich badań, rosną ciągle opłaty weterynaryjne, co rusz mamy kontrole sanepidu, inspekcji jakości. Bada się nie tylko mięso i produkty, ale także stanowiska pracy, wodę itd. Ja muszę zabiegać o jak najlepszy towar, by utrzymać poziom i jakość wyrobów. Od sprzedającego dodatki do produkcji wędlin dowiaduję się, że teraz chemiczne dodatki funkcjonalne kupują u niego tylko tzw. prywatni. Ja kupuję głównie dodatki naturalne – sól, pieprz, majeranek, czosnek. Jak anegdota może to brzmieć, ale niektórzy „detaliści” kupują mięso w marketach, dodatki smakowe w zaopatrzeniu wędliniarskim lub w Internecie i wędzą w beczkach na… balkonie. Słyszę o takich przypadkach produkcji „na użytek własny”.
Czy to może być ta reklamowana najlepsza żywność?... Tymczasem smak i jakość wędlin z pana zakładu był wielokrotnie doceniany. Skąd czerpał pan doświadczenie i receptury?
- Mój dziadek był bardzo dobrym wędliniarzem. Lubiłem podglądać go w pracy. Kiedy miałem 12 lat, zabrał mnie pierwszy raz na robotę. Kiedy miałem 16 lat, sam pierwszy raz przerobiłem prosiaka i to z dobrym efektem. Z dziadkiem pracowałem wiele lat i korzystałem z jego doświadczenia. Jego przepisy notowałem, a i sam często poszukiwałem własnych rozwiązań i smaków. Za kilka lat chciałbym to wszystko przekazać synowi Jakubowi, który już teraz bardzo pomaga mi w prowadzeniu
zakładu.
Pana zakład od lat funkcjonował w oparciu o dostawy surowca od okolicznych rolników. Jak to
wygląda dzisiaj?

- Nadal współpracuję z hodowcami z powiatu wieluńskiego. Jednak coraz trudniej jest z płynnością dostaw. Z miesiąca na miesiąc ubywa hodowców indywidualnych. Brak opłacalności powoduje, że likwidują większe i mniejsze stada. Zmuszony jestem posiłkować się zakupami w zakładach rozbiorowych. Kupuję jednak wyłącznie polską wieprzowinę, która gwarantuje powtarzalność, smak i jakość naszych wyrobów.
Rozbudował pan zakład, który jeszcze kilkanaście lat temu był małą masarnią.
- Zakład został rozbudowany i dostosowany do wymogów unijnych. Mamy nowoczesne chłodnie, większe pomieszczenia rozbiorowe i produkcyjne. Nie zmieniła się liczba pracowników. Zatrudniam 17 osób. Ja też wróciłem na produkcję, ponieważ zatrudnienie nowego pracownika graniczy z cudem. Niemal wszyscy moi pracownicy są tu zatrudnieni od ponad 20 lat, czyli od początku funkcjonowania zakładu w roku 2000.
Za jeden z „przebojów” pana zakładu uznaje się szynkę wieluńską z lagi, która była nagradzana w wielu konkursach. Nadal jest tak popularna?
- To jest droga szynka, bo solona na sucho, nieszprycowana. Mimo dość wysokiej ceny cieszy się dużym wzięciem. Często jej brakuje i musimy się tłumaczyć klientom, że czas jej produkcji jest nieco bardziej skomplikowany i długi. Bez konserwantów produkujemy też kiełbasy, boczki i wędzonki, a ostatnio także parówki. Podobnie jak szynka z lagi, kiełbasy dziadka są poszukiwane nie tylko w naszym regionie, ale w wielu miejscach kraju. Dostarczamy nasze wyroby do Łodzi, do Wrocławia, na
Śląsk, a nawet na Pomorze. 
Ma pan także swoje sklepy firmowe i tzw. lady w innych punktach. Czy obserwujecie, że klienci kupują mniej?
- Kupują nawet o 30-40 procent mniej. Ruch w sklepach jest od czwartku do soboty, dlatego dostosowuję do niego wielkość produkcji. Zakupy, jak obserwujemy, to są najczęściej ilości „na plasterki”. Konsumenci wychodzą z założenia – zjeść mniej, ale dobre. Postawiłem na dobre, tradycyjne produkty. Chcę mieć pewność, że moi klienci są zadowoleni i wrócą.


Rozmawiała: Bożena Skarżyńska

Dane Adresowe

Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy
Rzeczypospolitej Polskiej
ul. Miodowa 14
00-246 Warszawa
+48 22 6350184
507-130-369
biuro@srw.org.pl

W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w ramach naszego serwisu stosujemy pliki cookies. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Jeśli nie wyrażają Państwo zgody, uprzejmie prosimy o dokonanie stosownych zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.