Rozmowa z Krystianem Dreszlerem, reprezentującym Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP w konkursie World Butcher Wars w Ascot.
Uczestniczył pan w World Butcher Wars w Ascot, w Anglii. To jeden z licznych konkursów z udziałem przedstawicieli branży mięsnej i gastronomicznej, organizowanych w wielu krajach świata. W jaki sposób dotarł pan do informacji o Światowych Wojnach Rzeźników?
- Prezes Tomasz Parzybut zaproponował mi udział w tym konkursie. On z kolei dostał propozycję od firmy BORNIAK, która produkuje m.in. elektryczne wędzarnie i jest wystawcą podczas tych wydarzeń. Stowarzyszenie i firma BORNIAK sfinansowały mój wyjazd i pobyt w Ascot. To wieś w Anglii, położona 10 kilometrów od zamku królewskiego Windsor. Sam konkurs odbywał się od 5 do 6 lipca na słynnym królewskim torze wyścigów konnych. To była druga edycja „wojen” w tym wyjątkowym miejscu.
Zawody, w których uczestniczyłem, odbywały się podczas wielkiej imprezy o nazwie „Smoke & Fire Festival”.
Zawody, w których pan uczestniczył, mają z kolei ostrą nazwę „World Butcher Wars”. Jak wyglądała ta wojna rzeźników?
- Inicjatorem tych zawodów, które odbywają się od 2017 roku w wielu krajach, była Australia. Uczestniczą w nich rzeźnicy z całego świata. Rywalizacja polega na rozebraniu elementów mięsa i ułożeniu ich w atrakcyjnej formie, np. w ladzie chłodniczej. To mogły być elementy mięsa świeżego lub w marynacie, gotowego do przygotowania potrawy. Ułożenie odpowiednio rozebranego mięsa powinno przyciągać uwagę klienta, który będzie chciał kupić określony kawałek mięsa.
Na jakie gatunki mięsa toczyła się ta walka?
- W tej edycji rzeźnicy dostali do rozebrania półtuszę wieprzową i jagnięcą oraz dwie tuszki kurczaków.
Ile czasu dano zawodnikom na to zadanie?
- Tylko czterdzieści minut. Jednocześnie walczyło trzech zawodników przy trzech stołach, oczywiście przy udziale publiczności. Miałem konkurenta z Wielkiej Brytanii i Australii, ale pozostałych kilkunastu uczestników reprezentowało właściwie wszystkie kontynenty.
Może marzenie prezesa Parzybuta, by i w Polsce odbyła się choć jedna edycja takiego konkursu, uda się zrealizować? Niewątpliwie byłaby to znakomita forma promocji zawodu rzeźnika-wędliniarza.
- Ze Stowarzyszeniem pracujemy nad koncepcją konkursów, nad ciekawą ich formą, która sprawdzi umiejętności rzeźnicko-wędliniarskie młodzieży i dorosłych. W tym kierunku chcemy podążać. Mój wyjazd też był po to, żeby zobaczyć, jak taka rywalizacja wygląda na świecie, mieć szersze spojrzenie na branżę, być otwartym na nowe pomysły. Muszę też każdego dnia skupiać się na swojej działalności - przecież nie samymi konkursami człowiek żyje.
No właśnie, jest pan trenerem młodzieżowych drużyn, które od dwóch edycji z sukcesami startują w konkursach, organizowanych w Stuttgarcie. Czy myśli pan o kolejnej edycji tego konkursu?
- Tak. Ten wyjazd do Anglii też był w pewnym sensie związany ze Stuttgartem. Chcę mieć szersze spojrzenie na światowe, nowoczesne metody rozbioru mięsa. Miałem okazję poprzyglądać się innym niż u nas sposobom cięć i podziału elementów. Tą wiedzą będą się mógł podzielić z uczniami szkół rolniczych. Chcę ich jeszcze lepiej przygotować do przyszłorocznej edycji konkursu podczas targów SUFFA.
Obserwując pana zaangażowanie w promocję zawodu przetwórcy mięsa, można mieć nadzieję na zmiany w jego postrzeganiu i poprawę sytuacji, szczególnie w małych i średnich firmach, gdzie potrzeba dobrze przygotowanych fachowców.
- Naszemu zawodowi nadal grozi wyginięcie. Ale widzę światełko w tunelu. Jest nadzieja na to, że coś drgnie. W szkołach rolniczych coraz więcej uczniów decyduje się na specjalizację „przetwórca mięsa”. Ważna jest jednak szeroko rozumiana promocja branży, zawodu i mięsa, jako bardzo ważnego składnika codziennej diety ludzi w każdym wieku.
Rozmawiała: Bożena Skarżyńska
Fot. Archiwum Masarnia Dreszler
Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy Rzeczypospolitej Polskiej |
|
---|---|
ul. Miodowa 14 00-246 Warszawa |
|
+48 22 6350184 507-130-369 |
|
biuro@srw.org.pl |