Bilans marzec 2021

BILANS DODATNI marzec 2021 2 2 Porozmawiajmy... ■ Sytuacja w hodowli trzody chlewnej w Polsce od lat nie napawa opty- mizmem. Z pozycji lidera w chowie świń i eksporcie mięsa wieprzowe- go spadliśmy na pozycję importera prosiąt, warchlaków, ale także mięsa. Jakie jest pana – hodowcy – zdanie na ten temat? – To nie będzie prosta odpowiedź. Może niektórym zdaje się, że gdy cena surowca idzie trochę w górę, to już słychać optymizm wśród hodowców. Ale my jesteśmy zaniepokojeni, że polska ho- dowla świń jest w ciągłym odwodzie. Dominuje system nakładczy, tzw. hotelowy. Polski rolnik poddał się i został „białym murzy- nem” w zagranicznych korporacjach.To jest bardzo smutne. ■ Ale ten proces trwa od wielu lat… – To prawda. Moje największe obawy dotyczą zakusów różnych gremiów, które chcą nam wmówić, że najlepszy w hodowli świń w Polsce będzie system hiszpański. ■ Na czym on polega? – Po trzydziestu latach walki z ASF-em Hiszpanie zlikwidowali całą dotychczasową hodowlę, którą zastąpiły korporacje.Wybu- dowano tucznikom „hotele”, a właściciele wielkich i nielicznych hodowli mają wszystko w jednej garści – pasze, prosiaki i tuczni- ki. Niszowe rasy hiszpańskie są już reliktami. I tu najważniejsze zadanie przed polskimi rolnikami i rządem – nie doprowadzić do tego systemu. Jeśli się na to zdecydujemy, w sprawie chowu świń nie będziemy mogli o niczym decydować. ■ Może wolniej niż w Hiszpanii, ale jednak w Polsce drastycznie spada liczba rolników hodujących świnie. Jeszcze kilka lat temu chów prowa- dziło 200 tysięcy gospodarstw, teraz tylko 70 tysięcy. –W latach 90. to rozdrobnienie dawało nam rocznie 20 milionów sztuk tuczników, a dziś mamy ich niedobór i musimy sprowa- dzać wieprzowinę z zagranicy. To właśnie są efekty dążenia do zdominowania polskiego rynku przez zagraniczne korporacje. Bez względu na sytuację zewnętrzną (np. ASF) płaci się równą cenę tym, którzy hodują w systemie nakładczym, a rolnicy pro- wadzący chów w systemie zamkniętym dostają po kieszeni. A to są ci rolnicy, których nazwałbym patriotami, którzy chcą hodować polskie rasy, w oparciu o polskie pasze i wyśrubowane standardy chowu. Druga sprawa to sytuacja małych i średnich zakładów, które nie są w stanie rywalizować z wielkimi zakładami z obcym kapitałem. Ich produkcja opiera się o tańsze mięso tuczników z Niemiec czy Danii.. ■ Mamy jednak w Polsce grupę hodowców, którzy mimo wielu trud- ności postawili na hodowlę ras rodzimych w systemie zamkniętym. I pan także zdecydował się założyć hodowlę świń rasy puławskiej. Czy to się opłaca? – Jestem w grupie tych rolników, którzy postawili na polskie rasy – puławską, złotnicką pstrą i złotnicką białą. Pozostałe, popularne u nas, to są już rasy z pewnymi domieszkami ras zachodnich. Nie dysponuję danymi, jak duża jest liczba hodowców ras rodzimych w Polsce, ale wiem, że systematycznie rośnie. Nasze gospodar- stwo, które ma certyfikat hodowli rasy puławskiej, odwiedzili na- ukowcy z Krakowa, którzy stwierdzili, że stada loch „puławiaka” tak się rozwinęły, że przewyższają polską białą rasę, dotychczas bardzo popularną wśród hodowców. ■ Skąd ten sukces „puławiaka”? – Przede wszystkim systematycznie reklamuje się tę rasę, sposób tworzenia hodowli i żywienia zwierząt, a także jakość i walory smakowe mięsa. O rasie puławskiej mówimy i piszemy w me- diach, organizujemy promocje, degustacje i szkolenia na różnych poziomach. Widać, że gdy promocja jest przemyślana, można uzyskać efekty i być na topie. ■ Niewątpliwie wieprzowina z rasy puławskiej stała się przebojem i jest poszukiwana przez gastronomów i konsumentów o wysublimowanym podniebieniu i, co tu dużo mówić, zasobniejszym portfelu. Jak przeko- nać jeszcze większe grono rolników, że warto postawić na „puławiaka”, choć wymaga więcej pracy, nakładów, a zysk przychodzi kilka miesięcy później niż w hodowli przemysłowej? – Jestem w takiej grupie hodowców, których można nazwać de- speratami czy zapaleńcami, bo zdecydowaliśmy się na coś trud- niejszego. Ci rolnicy, którzy znaleźli się w programie, mają dopła- ty do loch, co obniża koszty. Jeśli ktoś chce hodować świnie rasy puławskiej bez udziału w programie, jest w trudniejszej sytuacji. Jednak jeśli cena tucznika będzie wyższa niż świń przemysłowych, a rynek chłonny, to ta hodowla będzie opłacalna. ■ Kto ma to zapewnić na tym bardzo chwiejnym rynku wieprzowiny? – Myślę, że sedno sukcesu leży w tym, by chcieć porozumieć się z zakładami mięsnymi. I hodowców, i firmy przetwórcze powi- nien obowiązywać gospodarczy patriotyzm i patriotyzm konsu- mencki. Konieczna jest nie tyle interwencja, co wsparcie państwa, byśmy nie stracili rynku mięsa wieprzowego, tak jak straciliśmy rynek cukru czy skrobi. Rynek wieprzowiny jest intratnym ryn- kiem, bo to jest około 20 miliardów złotych rocznie. Nic dziwne- go, że duże korporacje chcą go przejąć.My musimy być mądrzejsi od nich. Ale bez pomocy państwa i dogadania się z rolnikami i zakładami mięsnymi nic z tego nie wyjdzie – oddamy ten rynek bez walki. I dopiero wtedy przekonamy się, ile może kosztować wieprzowina – nie polska. ■ Chciałabym wiedzieć, co o tym programie sądzi nowy minister rol- nictwa. Częste zmiany na tym stanowisku także nie sprzyjają strate- gicznym, dalekosiężnym planom. Z JANUSZEM WALCZAKIEM PRZEWODNICZĄCYM RADY WOJEWÓDZKIEJ NSZZ RI SOLIDARNOŚĆ W BYDGOSZCZY, HODOWCĄ ŚWIŃ RASY PUŁAWSKIEJ, ROZMAWIA BOŻENA SKARŻYŃSKA I w chlewni licho nie śpi…

RkJQdWJsaXNoZXIy MjM4OTk5